UWAGA na przedszkole przy Krzemiennej
Dziubi, a które przedszkole bierzecie pod uwagę, bo nie doczytałam?
Z tego co wiem (możemy dopytać na spotkaniu) to Aneta Wasilewska (jak czytasz, Anetko, to mnie popraw) zrezygnowała z posyłania Maćka do przedszkola właśnie dlatego - żeby nie miała miejsca żadna taka możliwość, że zje coś z cukrem. Dr Janus w swojej książce pisze, że wystarczy ilość cukru odpowiadająca jednej łyżeczce (ok 5 g) żeby doprowadzić do całkowitego odrodzenia się grzybni w ciągu kilkunastu tygodni. To jest duże ryzyko. Przedszkola państwowe rzadko przyjmują dzieci z "donoszonym" jedzeniem, bo sanepid.
Niestety przejrzałam przepisy i na razie wynika z nich, że niewiele można zrobić. Okazuje się - to było ciekawe też dla mnie - iż mimo, że placówki niepubliczne biorą duże dotacje, to Urząd Miasta nie ma nad nimi żadnej kontroli. Jedyną kontrolę sprawuje Kuratorium Oświaty - ale tylko w zakresie realizowania podstawy programowej. I tyle. Więc to poczucie nietykalności, o którym pisze dziubi, jest uzasadnione.
Z ciekawostek to ostatnio w pracy zawodowej miałam jedną sytuację, gdzie wychowawczyni I klasy podstawówki straszyła dziecko (ale tak naprawdę poważnie i wulgarnie), że je zamknie w komórce, przywiąże do kaloryfera itp. Matka o tym doniosła, gdzie trzeba. Wyjaśnienia pani były oczywiście jednoznaczne: gdzie tam, ona za żadne skarby by tak nie mówiła, zależy jej na dobru dziecka itp. Na szczęście mama wszyła w spodenki chłopca iPoda i wszystko pięknie zostało nagrane: groźby, podjudzanie małego żeby płakał, wyzwiska. Wszystko. To tak a propos tego, do czego są zdolni pedagodzy z dużym stażem. Ja do stwierdzenia, że "przecież to pani wychowawczyni i NA PEWNO pilnowała dziecko" podchodzę z dużą ostrożnością.


  PRZEJDŹ NA FORUM