UWAGA na przedszkole przy Krzemiennej
Witam.Jestem znajomą donny31.Przedstawię sytuację,jaka miała miejsce na Krzemiennej,tym bardziej,że nie życzę sobie ironicznych uwag ze strony P.Dyrektor.Do przedszkola zapisałam Dawida na początku stycznia.Byłam wniebowzięta.Nigdzie nie mogliśmy go wcisnąć państwowo,a o tej placówce słyszałam dobre opinie.Umówiłam się,że będzie chodził we wtorki,środy i czwartki.Poniedziałek i piątek miał zarezerwowany na Szeroką.Mieszkamy na Zawadzkiego,więc dostanie się do Podjuch było prawdziwym wyzwaniem(jestem mamą 3 letnich bliźniąt).W jedną stronę wiózł nas SOKON,ale powrót musieliśmy sobie zorganizować sami.Maluchy+ 2siedziska+torby i do tego MZK-masakra.Ale czego się nie robi dla dziecka?Byłam bardzo zadowolona z podejścia opiekunów do maluchów i nadal,pomimo zaistniałej sytuacji twierdzę,że kontakty te są bardzo serdeczne.Byłoby dalej sielankowo,gdyby nie bal karnawałowy.Dawid był akurat po 3tyg. chorowania na grypę.Wyjatkowo pozwolono mi przyprowadzić drugiego malucha.Cieszyłam się,bo mimo najlepszych chęci Szymek jest"ograniczany"w skutek choroby Dawidka.Po pół godziny poproszono mnie do sali(mały nie mógł się odnaleźć w nowym otoczeniu)Po wejściu do pomieszczenia zobaczyłam otwarte 3 okna.Poprosiłam o zamknięcie.Nigdy bym nie wpadła na to,żeby otwierać okna w zimie.Można to było zrobić przed imrezą,albo zwyczajnie rozszczelnić.Żadna to filozofia.Przecież te dzieciaki szczególnie nie mogą się przeziębiać.Ten,kto pilnuje diety na pewno zauważył jakie działanie na jego dziecko mają słodkie syropy,nie mówiąc o antybiotyku(po ostatniej infekcji Dawid znowu zaczął swoje akrobacje i do tego doszło jeszcze gryzienie).Nie da się uniknąć chorób,ale nie w taki sposób!Z boku sali stał stół z wafelkami,chrupkami,owocami i rurkami.Czy ktoś z kadry pomyślał o tym,jak wytłumaczyć dzieciakowi na diecie,że nie może zjeść czegoś słodkiego?Dwa razy wyciągnęłam Dawidowi z buzi wafelka.Oczywiście zaczynał się wściekać,nie było mowy,żeby zadowolił się chrupkami.W przypadku Ingi nie twierdzę,że została zostawiona sama sobie.Absolutnie nie,ale wystarczyło,że opiekunka wstała na chwilę i mała z prędkością światła wpałaszowała wafelka.Nie czarujmy się,nie da się upilnować dziecka,któremu stawia się pod nosem to wszystko,czego nie może jeść w domu.Nie interesuje mnie,czy inni rodzice przestrzegają diety.To jest każdego osobista sprawa.Ale nikt chyba nie zaprzeczy,że jest mnóstwo publikacji mówiących o dobroczynnym działaniu diety na autyzm.Biorąc pod uwagę specyfikę placówki taki poczęstunek nie powinien się wcale pojawiać.I tak to wyglądało.Po balu maluchy zostały do końca na zajęciach.W środę Dawida nie puściłam do przedszkola.W czwartek spotkałam P.Dyrektor.To prawda,nie dałam po sobie poznać,że coś jest nie tak.Nie chciałam robić"dymu",w końcu dopiero zaczęliśmy tam chodzić.Porozmawiałam o moich zastrzeżeniach z opiekunami.Niestety w weekend Miśki leżeli już kaszlący i zasmarkani.I nie ukrywam,że się "wściekłam".W poniedziałek zadzwoniłam do P.Dyrektor i wypisałam Dawida z przedszkola.
Nie jestem oderwana od rzeczywistości.Zdaje sobie sprawę z nieuleczalności autyzmu.Ale wiem też,że chcę pomóc mojemu dziecku,a nie:"przysposobić je do ośrodka".Chcę,aby było samodzielne,być może odnosiło sukcesy zawodowe.Chcę podnieść jakość jego życia.A to już będzie wielki sukces i jego i mój,ale możliwy tylko w połączeniu z bezwzględnym zaufaniem do opiekunów.


  PRZEJDŹ NA FORUM